„Vore” to tajemnicze słowo, które bardzo szybko pada, kiedy mowa o tej książce. Prosto (a nawet prostacko) skracając, mowa tu o nadaniu momentowi pożerania znamion aktu seksualnego. Naturalnie pojawia się tu zatem pewnego rodzaju relacja pomiędzy drapieżnikiem i ofiarą. Niedoskonałym, ale kojarzącym mi się z tym tematem przykładem jest netflixowy serial „Beastars”, gdzie również próbowano „dopisywać filozofię” do pożerania kolegów. Nie jest to zatem moje pierwsze spotkanie z takimi wątkami. Nie mogę tego jednak powiedzieć o twórczości Adrianny Biełowiec, gdyż „Mroczna strona Forkisa” jest pierwszą książką tej autorki, którą przeczytałam.

W tym zbiorze opowiadań poznajemy kilka kart z historii tytułowego Forkisa, który zanim przeistoczył się w człowieka i zdobył potęgę w kosmosie, był przedstawicielem gatunku człekojaguarów. Po tym jak jego plemię zostało unicestwione przez ludzi, nasz protagonista przez kolejne lata uskutecznia swoją zemstę. Każde opowiadanie mówi o innej historii, często oddalonej od siebie w czasie o wiele lat. Skoro wiemy już O CZYM jest ta książka, zobaczmy JAKA jest.

– ŚWIAT – Nie ukrywam, że z lekką obawą podchodziłam do tej pozycji, wiedząc, że nie pałam jakąś namiętnością do gatunku science fiction. Tym bardziej chylę czoła przed autorką, że zdołała przekonać do swojego uniwersum nawet takiego Średniowiecznego Pachoła jak ja. Świat Forkisa jest unikatowy, wiarygodny i przede wszystkim logiczny. Jakoś tak jest, że czasami czytam książkę i od razu widzę tę taśmę klejącą, która spaja chybotliwą całość do kupy, a innym razem czytam… i po prostu jestem w tym świecie. Uniwersum Adrianny Biełowiec należy zdecydowanie do tej drugiej grupy. Moje serce skradło zwłaszcza pierwsze opowiadanie, w którym porwał mnie klimat mrocznej dżungli i tajemniczych plemion Onkalotów.

– JĘZYK – Warsztatowo nie mogę (i nie chcę) się do niczego przyczepić. Książka napisana jest świetnym językiem. Mamy tu sporo naukowych terminów i opisów działania technologii, jednak nie było to przytłaczające nawet dla tak „niesajfajowej” czytelniczki jak ja. Opowiadania mijały mi szybko (poza jednym, ale o tym trochę później), a humor, który co jakiś czas się pojawiał, trafił w moje gusta.

– NAZWY – Wiem, że nie każdemu odpowiadają skomplikowane imiona i nazwy miejsc, które występują w tej książce. Ja również zaliczam się do osób, które krzywią się na zbyt wydumane imiona postaci w literaturze fantastycznej, które wyglądają jakby powstały przez walnięcie głową w klawiaturę. Ale tym razem jestem gotowa bronić tych dziwnych nazw z prostego powodu: one pasują! Do tego zostały stworzone na postawie staroindiańskich języków, co było bardzo przyjemną odskocznia od wszędobylskiego elfickiego w milionie takich samych odmian.

Sporo mogę mówić o rzeczach i smaczkach, które mi w tej pozycji przypasowały, ale pozostawię je do odkrycia czytelnikom. Jest jednak kilka spraw, których w przeciwieństwie do staroindiańskich nazw, bronić nie zamierzam.

– POSTACIE KOBIECE – To moim zdaniem jeden z najsłabszych elementów, przy którym kilkakrotnie zgrzytałam zębami. W tej książce kobieta ma szczęście, jeśli jest psychopatką, bo to oznacza, że wyróżnia się z „obsady”. Niestety wszystkie inne postacie damskie są biednymi/zagubionymi/oszukanymi/straumatyzowanymi/złamanymi psychicznie (wybierz kilka) osobami, które Forkis w jakiś sposób ocala. Każda kobieta zgadza się na współżycie, każdą podnieca zjedzenie, każda w jakiś sposób i jakiejś formie prosi Forkisa o ratunek (poza wspomnianą psychopatką, która jako jedyna zachowywała się adekwatnie do sytuacji). Z tego schematu tylko po części wybija się jedna kobieca postać, ale pozostała jej część nie wynagradza mi ogólnego negatywnego odczucia. To mój największy zarzut wobec tej książki, ale nie jedyny.

– NIESPÓJNOŚĆ BOHATERÓW – Dotyczy to zarówno protagonisty jak i postaci pobocznych. Narrator ciągle mówi o tym, że Forkis jest znany z brutalności i bestialstwa, ale my poznajemy go w sytuacjach zgoła innych. Przeważnie. Ciągle czekałam na tę jego obiecaną „mroczną stronę”, ale dostałam jedynie kilka jego „gorszych dni”.

– FABUŁA – W książce sporo się dzieje. W jednym momencie aż za dużo. Długo nie mogłam przebrnąć przed drugie opowiadanie, bo cały proces przemiany Forkisa tak mi przelatywał, że kilka razy wracałam do niego w obawie, że coś przeoczyłam. O ile pierwsze opowiadanie świetnie budowało napięcie i stopniowo odkrywało karty, o tyle kolejne nieszczególnie mnie zaskakiwały. Forkis zazwyczaj od razu domyśla się w sytuacji i my tylko obserwujemy proces udowadniania, że faktycznie ma rację. Ewentualne plot twisty nie są byt szokujące, a czasami lekko rozczarowujące. Ale nie traktuję tego jako poważny zarzut, bo i bez szalonych zwrotów akcji fabuła się broni.

Podsumowując, jest to naprawdę sprawnie napisana antologia. Czyta się ją szybko, a do tego przenosi w unikatowy świat, o którym myślałam również po skończonej lekturze. Nie jest łatwo stworzyć tak potężnego, prawie wszechmocnego bohatera, jakim jest Forkis. Myślę, że autorka ostatecznie wyszła z tego obronną ręką, choć nie uniknęła pewnych potknięć. Trochę drażnił mnie kompletny brak konsekwencji dla poczynań protagonisty, co było wytłumaczone technologią (np. usuwanie pamięci). Mimo osadzenia tego wytłumaczenia w lore, odbierało to powagę i emocje niektórym scenom.

Dodatkowe plusy dodatnie: średniowieczna karczma na jednej z planet 😍

Dodatkowe plusy ujemne: wszystko inne nie jest średniowieczne 🤷‍♀️

Książkę polecam nie tylko fanom science fiction, ale wszystkim, którzy lubią mroczne, unikatowe światy i nietypową tematykę, jaką nadal jest w Polsce vore.

~ Średniowieczny Pachoł

LINK DO KSIĄŻKI “Mroczna strona Forkisa”: KLIKNIJ TUTAJ

Lubisz mroczne światy fantasy?

Dowiedz się więcej o “Ziemi winowajców”! KLIKNIJ TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *